Central Park

Spacerował po parku słuchając muzyki płynącej z ipoda

Przyszła więc tu, rozglądając się za Marcellem. Nie szukała długo, już z daleka rozpoznała jego posturę. Podeszła do niego od tyłu i wyjęła jedną słuchawkę z jego ucha - cześć - cmoknęła go w policzek na powitanie.

- Cześć Anique. - uśmiechnął się szczerze zadowolony z jej widoku - Pięknie dziś wyglądasz - zdobył się na miły komplement zwalniając kroku.

- kłamiesz - szturchnęła go lekko, aczkolwiek uśmiechnęła się szeroko. Pomimo tego, iż nie czuła się najlepiej wyglądała zupełnie świeżo, jakby ból głowy nigdy jej nie towarzyszył. - co słychać? - zadała niezwykle banalne pytanie.

- Nic specjalnego poza tym, że pewnie znikne na jakiś czas z NY. CHciałbym zrobić sobie małą wycieczkę w rodzinne strony - powiedział mierzwiąc włosy, które i tak były w artystycznym nieładzie. - A co u Ciebie? Nadal dokucza bol glowy?

Skinęła tylko głową w odpowiedzi. - mam nadzieję, że nie wyjeżdżasz przez to co się ostatnio wydarzyło, no wiesz - przystanęła patrząc mu prosto w oczy.

- Nie no co Ty - zaśmiał się odgarniając kosmyk jej włosów, który wpadał jej do oczu - Powodem jest jedynie odpoczynek od tego całego zgiełku - zakreślił w powietrzy okrąg, ponieważ nadal z ulicy dochodziły odgłosy przejeżdżających pojazdów - To co się ostatnio wydarzyło wspominam bardzo mile - mrugnął oczkiem

- to dobrze. Znaczy źle, że wyjeżdżasz, ale cieszę się, że to nie przeze mnie - uśmiechnęła się lekko. - pewnie zrobiłam z siebie idiotkę ostatnio. Naprawdę przyjęłam twoje oświadczyny? - zapytała, ciągnąc go za rękę w stronę jednej z nielicznych wolnych ławek.

- Nawet kazałaś mi kupić tymbark żebym mógł się zaobrączkować - zaśmial się, bo do tej pory ma bliznę jak się przeciął kapselkiem. Usiadł więc na ławce przyglądając jej się z dołu i mrużąc oczy ze względy na słońce, które go oślepiało. - Ludzie robią różne rzeczy po alkoholu. Dobrze, że nie byliśmy w vegas, bo pewnie teraz byśmy się rozwodzili

Roześmiała się - pewnie tak. Albo zostałbyś wdowcem, bo ojciec zabiłby mnie - powiedziała siadając. - kapselek po tymbarku? pewnie zostawiłam go u ciebie, bo wracając rano nic takiego przy sobie nie miałam.

- Albo twój ojciec zabiłby mnie. - zaśmiał się spoglądając teraz na nią rozeźlony - Jak mogłaś zgubić kapselek na który wydałem swoje ostatnie pieniądze?! Czuję się zraniony - pokręcił głową z dezaprobatą odsuwając się od niej.

- oj marcello, nie bądź zły - przysunęła się do niego i położyła głowę na jego ramieniu. - twoja sprzątaczka na pewno go znalazła - stwierdziła - ewentualnie będę kupować tymbarki do skutku, aż nie znajdę kapselka z identycznym napisem

- W ogóle muszę zwolnić sprzątaczkę. Jej kolczyk o mało co przebiłby mi płuco - podrapał się po nosie nie przestając się usmiechać. Objął ramieniem anique bo tak.

- może to był celowy zamach na twoje życie? Trzeba korzystać z zaufanej pomocy domowej - powiedziała z uśmiechem. - uwielbiam twoje towarzystwo, wiesz? - dodała jeszcze, przymykając oczy. Że też nie wzięła okularów przeciwsłonecznych.

- Twoje też jest niczego sobie - zaśmiał się i potargał jej włosy tak po przyjacielsku. Odchylił się na ławce głęboko wciągając świeże powietrze - Co z Vincentem? - zapytal zainteresowany. Skąd to wiedział?

- z Vincentem? -zapytała, wzruszając ramionami. - Był, a teraz go nie ma. Jak jeden z wielu - powiedziała, aczkolwiek głupio to zabrzmiało, miała nadzieję, że M. nie weźmie tego do siebie.

Za późno. Wziął.
- Tak. Jeden z wielu. Jak to łatwo powiedzieć, prwda? - zapytał uśmiechjąc się kącikowo i patrząc na nią kątem oka. Wyprostował nogi przygladajac sie rozwiazanym sznurowadlom

- Marcello, to nie tak - chciała się wytłumaczyć, ale uznała, że to bezsensu. - Zresztą, ja też jestem jedną z wielu nieprawdaż? Dla każdego - powiedziała wstając. - W ogóle to powinnam już iść, cześć - rzuciła tylko i poszła.

Rozsiadł sie tylko wygodniej na ławce patrząc jak odchodzi. Chciał zaprzeczyć, ale nie miał już okazji.

suzie siedziała na jednej z parkowych ławek i była w trakcie rozwiązywania krzyżówki, kiedy uznała, że musi zapalić. tak też zrobiła, wcześniej wygrzebując ze sporej torby hermesa paczkę fajek i zapalniczkę. i czekała na burneta wieczorową porą. okej, blondynem też by się zadowoliła<3.

Spacerował sobie właśnie po parku gdy postanowił odpaczac na najblizeszej lawce. Więc przysiadł sie do suzie. Wyciągnął skręta i zaczął szperać po kieszeniach w poszukiwaniu zapalniczki

przyglądała mu się chwilę, tworząc urocze kółeczka z dymu i stwierdziła, że jacob jest w potrzebie, a raczej zwyczajnie potrzebuje zapalniczki (i to od zaraz!), więc podała mu swoją, bo nie zdążyła jej jeszcze schować. - masz.

Spojrzał krzywo na zapalniczke . Nie lubił gdy jakaś kobieta pogwałca jego niezależność. Ale mimo wszystko wziął ją i podpalił skręta.
- FDzięki. - wymruczał - Swoją chyba zostawiłem w taksówce - powiedział to bardziej do siebie niz do niej. Wyprostował nogi i odchylił głowe do tyłu próbując się odprężyć.

suzie natomiast zgasiła swojego papierosa o ławkę i rzuciła go za siebie, bo jakoś odechciało jej się palić i raczej nie było to spowodowane obawą przed rakiem płuc, czy czarnymi zębami. - taksówkarze pewnie modlą się o takie łupy. żeby tylko zapalniczki! ile razy zdażyło mi się zostawić portfel w taksówce.. - uśmiechnęła się, w zasadzie nie mając pojęcia, po co mu o tym mówi. pewnie potrzebowała towarzystwa; rodzice byli w aspen, a jej ukochany kot na pewno spał.