Klub Element

Jeszcze dwie kolejki tequilli i będzie tańczyć na stole. Tak jak zwykle w piątkowy wieczór. Czymś musiała odreagować szkołę. Więc wypiła tequillę do dna.
- Jestem dziewicą i nikt mnie nie chce [xd] - wyznała, była pijana nie wiedziała co mówi. A to miał być jej mały sekret.

zabolało?
uniósł się duma, chocia miał tak niesamowitą ochote na siome, że aż go roznosiło. odwrócił się więc do baru i zamówił sok porzeczkowy. nie chciał byc pijany, nie lubił się budzic na ławce w parku.

stweirdziła że skoro juz pije, to i palic może. poiczestowała sie papierosem grzecznie dziekując i ozwoliła dżoszui zapalic go jej własną zapalniczką. zaciągnęła się mocno, zdecydowanie za mocno. zaczęła kasłac jak stary gruźlik, o, przypomniał mi się pierwszy papieros

Jego oczy rozbłysły oślepiającym białym światłem - Kochanie ja Cię chce! Wiesz o tym. - wypił kolejna i kolejna kolejke i upomniał A. zeby tyle nie pila bo jeszcze wyladuje z jakims nieznajomym w lozku.

nie powiedziała mu jak ma na imię! skandal!

Zaśmiał się do niej całkem sympatycznie.
- Chyba dawno nie paliłaś. Może postawię ci drinka? - zaaproponował było mu przykro że wtrącił ją w nałóg.

Wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz. - oblizała wargi wilgotne od alkoholu i podźwigła się ze stołka z zamiarem odejścia gdzieś w stronę parkietu lub toalet.

Udał się do Marcella i dziewczyn. - co jest ponuraki? wyglądacie jak na pogrzebie, a nie w klubie. Potrzeba wam mnie - rzekł i usiadł na krzesełku obok brendy, niebezpiecznie balansując ze szklaneczka whisky. Zanim tu przyszedł zaliczył inny klub, więc był juz lekko wstawiony.

zaponniałam o tym.
- hm, ok. - tak, ubierała się ja zdzira, bo w angliii nosiła kremowy kostiumy. ale charakter pzostał ten sam, wcale nie była przesadnie iśmiała ani otwarta. i nigdy nie piła więcej niż jednego kieliszka szampana, jak również nigdy nie miała papierosa w ustach. - a, i jestem jude. bo tym judzie od beatelsów, tlko że ja jestem dziewczyną - ta sama śpiewka. wstydziła się jszcze tego imienia.

- nie martw się o mnie, jestem zawsze ostrożna - uśmiechnęła się do Marcella, nie zwracając uwagi na V. W ręku trzymała butelkę danielsa, kurczowo, jakby się bała, że ktoś zaraz jej go ukradnie.

- Nie chcesz mnie. Bo mnie nie kochasz. Chociaż z drugiej strony zrobię to przy pierwszej lepszej okazji. - powiedziała zbyt inteligentnie jak na osobę pod wpływem alkoholu. Wypiła następną tequille. Dopiero teraz zauważyła v.
- ooo vincent! chcę stracić z tobą dziewictwo! - wyjąkała bezsensu. Pewnie go przestraszyła.

vincenta skądś kojarzył, może z obozu sportowego albo równie beznadziejnej formy wypoczynku letniego. podszedł jednak do tej całej grupy gdzie oczywiście był całkowicie zbedny o czym doskonale wiedział ale nie miał co ze sobą począc.

- Ciekawe. - powiedział całkiem szczerze. - Jestem dżoszua. Dali mi takie imię bo nie chcialo im się za bardzo myśleć. - powiedział i zamówił dla nich martini czy coś takiego.

Spojrzał na brandy, która powiedzmu, że trochę go zdenerwowała. Czyżby był zazdrosny? A może bał się o jej dziewictwo? A może jedno i drugie niewazne. Spojrzał w oczy anique.
- Napewno bardziej ostrożna ni ona - wskazał brandy i wcale nie czuł się pijany. dziwne nie?

- brandy kochanie, jesteś pijana - uśmiechnął się, po czym cmoknał ją w policzek, bo nie uczynił tego wcześniej. Zaczął nucić jej: 'będę brał cię...'.

- przynajmniej ci pasuje do płci. - mruknęła. juz była nieco wstawiona, miała niewzwykle słabą głowę. - no, chyba że coś ukrywasz - dodała po chwili biorąc w dłon kieliszek.

- Anique - rzuciła jej się na szyję z braku laku, bo po pierwsze nie miała siły tak długo stać, a po drugie nudzi mi sie i nie wiem co pisac

- urwiesz jej szyje - wyratował anik, bo to wątłe dziewcze był - usiądź - powiedział przytomnie i posadził simone na stołku barowym. i robił jej za oparcie.

- Mówiłam, że nikt mnie nie chce! - powiedział i wypłakała się w rękaw marcello. Naprawdę tego potrzebowała i nie miała ochoty czekać na tego jedynego czy słuchać bajek o miłości.

- Masz miękkie plecy - powiedziała i oparła się mocniej po czym sięgnęła po butelkę martini

On również był wstawiony. Było mu przykro bo dziś zerwał z dziewczyną po jakiś 2 miesiącach.
- Beznadziejny dzień. - wyżalił się dżud.

- oj nie martw się, brandy ma silna wolę - a na pewno silniejszą niż anik, która już teraz rozglądała się za jakimś przystojnym brunetem, ew. poczeka aż barman skończy zmianę. Podziękowała gasparowi, za to że uwolnił ją z objęć simone. - Kochanie, nie powinnaś już pić - powiedziała do niej, sama zaś po chwili wychyliła butelkę, żeby się napić.

- takie miasto - powiedziała. narzekanie na NY było jej ulubionym zajęciem w rzeczonym. - upijmy się, będzie lepiej. - jak można się zalac dwoma drinami? można, wiem coś o tym.

- Tak nikt Cię nie chce mhm. - pogłaskał ją po głowie. Brandy oczywiście i pocałowal w czubek nosa - Jesteś głupia i pijana. - oparł się o bar bawiąc się włosami anik bo miała nietypowe też chciał mieć takie

- Brandy ja cię chcęęęęęę! - zaśpiewał, niczym serenadę, z dłonią na sercu, chociaż talentu nie miał za grosz.

- a ja myślałaem że tyłek - nawiązał do wczorajszego wieczoru. nadal nie rozumiał do końca o co się tak wkurzyła, przeciez nie byli razem ani nic, tylko ubili się poprzytulac. w czym więc problem?