Marcello!

taki sobie burdel.

To dżud musiala otworzyc drzwi. On padl na kanape resztkami sil

weszli po tym jak wręczył jej klucze bo sam by nie otworzył. on siedział w salonie, ona sama ruszyła na poszukiwanie szklanek czy czegoś w ten deseń. bo postanowiła się upic, szlachetny cel.

No więc na wpół leżał na kanapie patrząc na ponętny tyłek dżud, a może na wazon z kwiatami. Nie był do końca pewien. Zaczął się za to zastanawiać gdzie się podział jego daniels.

nalała sobie danielsa, ale butelkę zostawiła w kuchni. powiesiła kurtkę w przedpokoju i poszła zobaczyc co z tym marcellem ;d
- nie jest ci gorąco? - spojrzała na wyjściowy płascz utytłany błotem w którym siedział chłopak.

- Nie no skądże. - pokręcił głową nie rozumiejąc aluzji. W tym momencie w ogóle się nie czuł. Wstał jednak z kanapy i popatrzył na swój strój krzywiąc się. Nie wyglądał ciekawie. Zmartwił się, że źle wypadł w oczach dżud

- hej, zdejmij ten płaszcz. jest cały w błocie. - wyciągnęła wolną rękę żeby powiesic gdzieś okrycie. - i twój nieamerykanski krawat, zniszczysz go do końca.

Zdjął więc krawat z szyi i rzucił go na kanapę, drugą dłonia poprawił i tak potargane włosy.
- Tobie nie jest gorąco? - zapytał cicho i nieśmiało kładąc prawą dłoń na biodrze dżud.

- troszkę? - wypiła do końca bursztynowy płyn i odstawiła szklankę na jakiś stolik. ale nie zdjęła jego ręki z biodra, patrzyła tylko na niego, raczej zachęcająco.

Podciągnął do góry jej tunikę ale tylko trochę. Wystarczająco żeby móc dotknąc jej ciało emanujące przyjemnym ciepłem. Przysunął swoją twarz do jej i musnął jej wargi.

nie przeszkadzał jej zapach alkoholu, chociaż rosyjska baba w jego spodniach troszeczke jednak uwierała. zsunęła marynarkę z jego ramion i pocałowała, najpierw w kącik ust, potem nieco bardziej łapczywie, w usta.

W tym momencie jakże niespodziewanie odskoczył od niej na pół metra. W jego oczach dostrzec można było przerażenie.
- przepraszam. Nie mogę. - spojrzał jeszcze na jej malinowe wargi i uciekł do swojej sypialni, w której po chwili się zamknął.

okej. lecę pa ;*

ojej. walnęła się na kanapę i zasnęła. i ja też idę, kuc majze.

Weszli do jego mieszkania gdzie już w taksówce próbował się do niej dobrać. Zamknął szybciutko drzwi i zapalił francuską lampę na szafce w przedpokoju.

Zwykle rozejrzałaby się po mieszkaniu, ale teraz nie miała na to czasu i chęci. Poprawiła bluzkę, która była trochę poszarpana, faceci zawsze byli niecierpliwi. Stała i czekała na niego, co chwila się śmiejąc. Śmiechowo jej było.

- I z czego się tak śmiejesz? - zapytał obejmując jej smukłą talię oczywiście poprawiając bluzkę po swojemu. Musnął nosem jej szyję i pieprzyk na obojczyku.

- nie wiem - uśmiechnęła się obejmując jego szyję rękoma, po czym delikatnie przygryzła płatek jego ucha.

- Wiesz. Powinnaś poznać moich rodziców. - prawdopodobnie bredził. Zdjął jej bluzkę i obdarzył wargi anik, ktore wygladaly tak zachecajaco namietnym pocalunkiem

- jutro - wymruczała mu w szyję, po między pocałunkami - a w niedzielę obiad u moich rodziców - dodała jeszcze, rozpinając guziki jego polówki.

- A pojutrze jedziemy do vegas. Zawsze marzyłem o ślubie w kaplicy elvisa - wziął ją na rece tak wiesz, ze ona okrakiem wokol jego pasa i zaniosl do sypialni po czym polozyl na starannie zascielone lozko. Zajął się jej spodniami, które zsunął tam gdzie kończyly się jej majtki

- o tak, ślub w vegas - bredziła, zdejmując mu koszulkę i wpijając się w jego usta.

- Ale dzieci sobie darujemy. - wymruczał zdejmując jej spodnie a drugą dłonią sprawnie rozpiął jej stanik, który wylądował ostatecznie na puchowym, białym dywanie.

Dobrała się do jego czarnych spodni, które szybko zdjęła. - masz rację, nie chcę mieć rozstępów, czy tam żylaków.

- Ostatecznie możemy adoptować dziecko z Kenii -zakończył dialog pocałunkiem schodząc w dół i całując jej całkiem płaskie brzuch. Palcami błądził po całym jej ciele kiedy właśnie dotarł do majtek zsuwał je powoli każdy centymetr muskając ciepłymi wargami.

I damy mu na imię... - w tym momencie jęknęła z rozkoszy - a z resztą później się nad tym zastanowimy - dokończyła, przymykając powieki.